sobota, 4 maja 2013

Chapter XII.

w tle. Z perspektywy Belli.
03. 04.  2012.

             Jestem tu drugi dzień. Cieszę się? Nie.. Wczoraj przyjechałam, wszyscy wpatrywali te zielone, niebieskie, brązowe, piwne oczy we mnie. Nie lubię tego. Każdy wzrok jest inny. Jednak każdy chce do domu. Czy ja też? Ja nie. Po co? Ja chce wyjść stąd, uciec, zapalić papierosa, wciągnąć kokę, wypić, pociąć się i odlecieć. Odlecieć, tak daleko jak umiem. Znaleźć się obok Niego. Czy mi, Go brakuje? Niee. Brakuje mi, Jego ust, dotyku. Czegoś co sprawiało, że moje serce szybciej bije. Kochałam Go? Nie. Zauroczyłam się w Nim? Nie. Lubiłam Go, lubiłam to co wyprawiał ze mną. Lubiłam, gdy mój umysł wariował - nie przez narkotyki, przez Niego.           Czego potrzebuje? Papierosa, dobrej wódki, spokoju i żyletki. Czy chce ze sobą skończyć? Tak... Nie? Tak... Nie? Tak... Nie? Nie wiem? Czemu piszę, o tym? Nie wiem. Nie odezwę się - nie mam po co. Żyć? - Po co? 


Wkleiłam zdjęcie i zamknęłam pamiętnik. Schowałam go w bezpieczne miejsc. Zapisuje wszystko w nim od trzynastego roku życia. Od trzynastych urodzin, kiedy to zaczęłam przyjaźnić się z Rachel i Ashley. To one zachęciły mnie do spróbowania tego. Szczerze? Spodobało mi się to. One robiły to z umiarem, ja jednak nie umiałam. Co chwilę brałam więcej i więcej. W końcu się uzależniłam - trudno podobało mi się to. Pod każdym względem. Nie raz trafiłam na płukanie żołądka, wylądowałam w szpitalu na obserwacji, ale nie tylko przez narkotyki. Przez anoreksje. Jakoś mi to nie przeszkadza nie lubię jeść. Jednak gdy znaczę nie ma końca.
Wstałam i podeszłam do wielkiego okna. Słońce wschodziło. Pierwsze promienie, zaczęły oświetlać ogród. Wyglądało to bardzo pięknie. Spojrzałam na zegarek 4,30. Wywróciłam oczami - nie byłam zmęczona. Podeszłam do walizki i wyciągnęłam ciuchy. Następnie po cichu poszłam do łazienki. Zdjęłam ubrania i weszłam pod prysznic. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Owinęłam się ręcznikiem i otworzyłam je. Spojrzałam na blond kobietę z niebieskimi oczami. Spojrzałam na jej ubranie. Miała plakietkę z napisem " Cześć nazywam się Clarissa ". Psycholog.
- Co robisz? - Spojrzała na mnie. Jednak nie dostała odpowiedzi. Wywróciła swoimi niebieskimi oczami i weszła do łazienki. - Dla twojego bezpieczeństwa. - Uśmiechnęła się i usiadała na krześle. Zirytowało mnie to, ale weszłam do kabiny i ściągnęłam ręcznik. Po 15 minutowym prysznicu zawinęłam się w ręcznik. Wzięłam ubrania i poszłam do pokoju. Zamknęłam drzwi - szkoda, że nie ma tutaj klucza. Wytarłam się. Następnie wysmarowałam balsamem i ubrałam świeżą bieliznę. Włożyłam na siebie biało-czarne Norweskie legginsy, jeansową koszulę na nogi włożyłam czarne przed kostkę converse. Chwyciłam małe lusterko. Spojrzałam na moją twarz. Pomalowałam się, by wyglądać normalnie. Spięłam włosy w kok. Do kieszeni włożyłam paczkę papierosów. Wyszłam z pokoju i zeszłam na dół. Wyszłam na duże marmurowe schody. Usiadłam na nich i odpaliłam papierosa. Poranna rosa dawała się we znaki. Zawiał lekki wiatr, a deszcz było czuć. Siedziałam i patrzyłam w bramę. Czekałam na dzień, w którym będę mogła wyjść. Gdy skończyłam papierosa, wstałam ze schodów i zaczęłam się kręcić. Słyszałam tysiące odgłosów w mojej głowie. Tylko tam prowadziłam z nimi dialog.
- Nie mogę! - Krzyczałam.
- Musisz! Nie rozumiesz?! - Krzyczał ktoś.
- Nie zabije się, bo go nie zobaczę! - Dalej krzyczałam.
- Zrób to. My to zrobiliśmy. - Już nikt nie krzyczał.
- Nie. Nie zrobię tego! - Krzyczałam.
W oczach miałam łzy. Zaczęłam się bać. Jednak miałam to gdzieś. Przestałam się kręcić. Wbiegłam do budynku. Biegłam przed siebie, do swojego pokoju. Miałam to gdzieś, mogła mnie zatrzymać. Chciałam stąd uciec, cokolwiek. Wbiegłam na swoje piętro, wbiegłam do pokoju. Trzasnęłam drzwiami. Z paczki papierosów wyciągnęłam pudełko żyletek, a z niego jedną. Schowałam paczkę głęboko. Otworzyłam. Delikatnie przyłożyłam do skóry. Pierw nacięcia, koło żył, nad żyła. Nie był to małe nacięcia. Po kolejnych nacięciach, nacięłam żyłę. Zaczęło robić mi się słabo, ciemno. Upadłam...

- Isabella. Bella. Obudź się. - Ktoś klepał mnie po twarzy. Delikatnie otworzyłam oczy. Widziałam Luke, Charlie'go, Clarisse. Spojrzałam na moje nadgarstki. Zabandażowane. Że też musiała mnie znaleźć - pomyślałam i popatrzyłam na nich. Po chwili zostałam sama z Charlim.
- Skąd to masz? - Pokazał mi na żyletkę, w przezroczystym woreczku. Było widać też moją krew. Nie odpowiedziałam.
- Bella odpowiesz? - Spytał. Pokiwałam przecząco głową.
- Wstań. - Zrobiłam to co mi kazał. Zaczęłam iść za nim. Doszliśmy do jego gabinetu. Usiadłam na fotelu. Podał mi tabliczkę z pisakiem i malutką gąbka.
- Skąd to masz? - Spytał. " Po co chce pan to wiedzieć ? " - Nie pan tylko Charlie. Muszę to wiedzieć. Muszę ci pomóc. - Tłumaczył " Miałam swoją ". - Po co ci to? Wiesz, że ci ją zabieram. Masz jeszcze? - Spytał. " Może. ;D ".  - Bella to ważne! Powiedz mi. Muszę ci pomóc! - Zaczął się denerwować. " Nie musisz mi pomagać, sama sobie poradzę. Wystarczy wódka i żyletka. " . Widziałam, że był poirytowany, ale pisałam, to co bym powiedziała. - Bella. Masz ich jeszcze. I skończ. Nie poradzisz sobie, sama w ten sposób. Narobisz sobie problemów. - Tłumaczył. " Trudno. ". Wypytał jeszcze parę rzeczy, ale odpowiedzi były różne. Gdy tylko skończył ucieszyłam się. Musieliśmy iść na śniadanie.
Po śniadaniu, wszyscy poszli do salonu. Ja również. Chodź wolałabym bibliotekę - tylko teraz. Zawsze lubiłam grono ludzi, teraz nie. Usiadłam w koncie. Bawiłam się wystającymi nitkami od bandażu. Było widać zaschniętą krew. Podeszła do mnie blond-różowo włosa.
- Hej. Jestem Victoria. - Uśmiechnęła się. Pokiwałam jej. 

- A ty? - Liczyła na odpowiedź. Jednak jej nic nie powiedziałam. Zobaczyłam tą tabliczkę. Pokazałam, że ma chwilę poczekać. Poszam po tabliczkę. W między czasie napisałam " IsaBELLA. :) " Pokazałam jej tabliczkę. Uśmiechnęła się również. 
- Może usiądziesz ze mną i moją grupką? - Pokazała na grupę osób, w których była również Scarlett. " Nie, zostanę tutaj. ;3 " . Dziewczyna gdy to przeczytała, wzruszyła ramionami i poszła dalej. Siedziałam z tą tabliczką, i rysowałam różne rzeczy. Czas do obiadu mi się dłużył. Na obiedzie w ogóle nic nie zjadłam. Już na samą myśl wymiotować mi się zachciało. Po skończonym posiłku poszłam do pokoju. Położyłam się i zasnęłam.
Nie wiem ile spałam, ale wiem, że gdy się obudziłam było ciemno. Spojrzałam na zegarek 23.30. Wzięłam piżamę i poszłam się wykąpać. Gdy to zrobiłam wróciłam do pokoju. Ubrałam piżamę i położyłam się. Patrzyłam na mojego misa, którego dostałam od Justin'a. Przytuliłam go i zasnęłam. 

1 komentarz: