środa, 3 kwietnia 2013

Chapter VII.

Obudziłem się około 9. Moja kochana Bells jeszcze spała. Spojrzałem na nią. Była cała mokra. Musiała płakać. Przykryłem ją bardziej i zszedłem na dół do kuchni. Zacząłem robić śniadanie, naleśniki z syropem klonowym. Znalazłem tackę, nałożyłem na talerz naleśniki, polałem je syropem klonowym i nałożyłem parę malin. Wziąłem dwie szklanki i sok. Poszedłem do góry. Położyłem na półce nocnej tackę i spojrzałem na nią. Spała tak słodko. Spojrzałem na zegar. Była już 11,20.
- Piękna, czas wstawać. - Pocałowałem ją w usta. Poczułem, jak się uśmiecha. Lekko mnie odepchnęła i zasłoniła swoje usta.
- Jeszcze chwilę. - Powiedziała, przez zasłonięte usta. Wziąłem jej rękę i pocałowałem ją namiętnie. Uśmiechnęła się i odwzajemniła to. Wszedłem do niej pod kołdrę. Usiadłem na niej okrakiem i pogłębiłem pocałunek. Uszczypnęła mnie w tyłek. Zaśmiałem się jej, w usta.
- Oj no dobrze. - Usiadłem obok i dałem jej tackę.
- Nie musiałeś. Dziękuje. - Pocałowała mnie w policzek i zaczęła jeść. Uśmiechnąłem się i też zacząłem jeść.
- Smakuje? - Uśmiechnąłem się
- Tak, ale się najadłam. - Odgarnęła włosy do tyłu.
- Nie żartuj. Zjadłaś połowę. Nawet nie.
- Naprawdę już nie mogę. - Wstała i pobiegła do łazienki. Poszedłem za nią. Klęczała nad ubikacją i wymiotowała. Przytrzymałem jej włosy. Gdy skończyła podziękowała uśmiechem. Umyła twarz i zęby.
- Wyjaśnij mi. Co ci jest. - Zaniosłem ją do sypialni i położyłem na łóżku.
- Bulimia. - Odwróciła się tyłem do mnie. Przytuliłem się do jej pleców.
- Isabe... - Przerwała mi.
 - Tak, jestem pojebana bo się okaleczam, puszczam na lewo i prawo, mam bulimię, ćpam, piję, palę, uciekam z domu. - Zatkało mnie. Poczułem, że muszę jej pomóc.
- Ja...Ja...Ja nie wiedziałem. - Odwróciłem ją przodem do siebie i usiadłem na niej okrakiem. Delikatnie otarłem jej łzy.
- Nie chcę cię skrzywdzić. - Patrzyłem w jej niebieskie oczy, które stały się jeszcze piękniejsze.
- Zrobisz co chcesz. - Uśmiechnęła się. - Wracajmy. - Podniosła się delikatnie. Stykaliśmy się czołami. Uśmiechnęła się i delikatnie ugryzła moją wargę. Długo nie czekając wpiłem się w jej usta. Delikatnie odwzajemniła, po chwili się odessała i mnie przytuliła.
- Wracamy? - Wyszeptałem jej do ucha, delikatnie je przygryzając.
- Przed chwilą to powiedziałam, kochanie. - Pocałowała mnie w głowę. [...]

Gdy dojechaliśmy Bell's ubrała okulary i kaptur. Zaparkowałem, przed hotelem. Wysiedliśmy z auta. Wziąłem plecami. Znów stali tam paparazzich i fani. Złapałem ją za rękę i pociągnąłem w stronę drzwi. Czułem, jak nasze palce znów, się splatają. Uśmiechnąłem się delikatnie. Weszliśmy do środka dalej trzymając się za ręce. Udaliśmy się w stronę windy. Wjechaliśmy na nasze piętro. Podprowadziłem ją pod drzwi. Uśmiechnęła się słodko.
- Dziękuję. - Pocałowała mnie delikatnie w policzek.
- Nie ma za co. - Puściłem jej oczko.
- To ten, no ja już pójdę. - Puściła moją rękę.
- Bells, pójdziesz ze mną na kolacje? - Złapałem ja za rękę i spojrzałem w jej niebieskie oczy.
- Tam chodzi się w eleganckich sukienkach. - Zaczęła się wymigiwać. Zrobiłem oczy zbitego psa. Po chwili się zgodziła. Pocałowałem ją namiętnie i pobiegłem do pokoju. Na szybko się ogarnąłem, przebrałem. Wziąłem kasę i zbiegłem na dół. Nie patrząc czy jestem ogarnięty czy nie, wybiegłem przed hotel. Fanki zaczęły się na mnie rzucać.
- Nie mam czasu! - Krzyknąłem. Wsiadłem do auta i pojechałem. Zatrzymałem się przed jednym, ze sklepów jubilerskich. Zacząłem się rozglądać. W końcu wybrałem łańcuszek z podwojonym serem. Zapakowali mi go ładnie, zapłaciłem i wsiadłem do auta. Z piskiem opon wróciłem do hotelu. Zaparkowałem i wziąłem paczkę ze sobą. Znów fanki zaczęły się rzucać. Zrobiłem sobie z nimi zdjęcie, dałem autografy i wszedłem do środka. Udałem się do swojego pokoju. Zacząłem się szykować.

1 komentarz: