sobota, 23 lutego 2013

Prologue.

Budzik postawił mnie na nogi, już o 6,30. Przetarłam oczy i spojrzałam przed siebie. Mój nudny pokój. Włożyłam nogi w ciepłe kapcie i weszłam do łazienki. Poranna toaletka, zajęła mi 30 minut. Kąpiel, wysuszenie włosów, nabalsamowanie się i makijaż: korektor by zakryć wory pod oczami, podkład, czarna kredka, eyeliner, tusz do rzęs i błyszczyk malinowy. Ubrałam czerwoną bieliznę i weszłam do garderoby. Eh... Tak moi rodzice mają kasy od lodu i mam wszystko, ale po co mi to? Po co mi, jak ja i tak to wydaje na alkohol, papierosy czy narkotyki. Po co mi ciuchy, skoro i tak wystarczą mi podarte rurki, luźna bluzka. Spojrzałam na ciuchy. W końcu wybrałam sobie czarne rurki, białą koszulkę z czarnym krzyżem, na nogi włożyłam szare przed kostkę all stary. Nałożyłam jeszcze czarno-szarą bejsbolówkę z kapturem. Do mojego czarnego z ćwiekami plecaka wrzuciłam dzisiejsze lekcje, o ile na nie dotrę. Paczkę papierosów, kosmetyczkę, i kokę. Nikt nie powiedział, że jestem grzeczną dziewczynką. Chwyciłam torbę i zbiegłam na dół, po drodze z łóżka wzięłam mojego białego blackberry. Weszłam na dół do kuchni, gdzie siedzieli rodzice. Wymusiłam uśmiech i usiadłam.
- Wyspałaś się słoneczko? - Jak zawsze spytał ojciec.
- Tak. - Skłamałam, kto normalny wyśpi się w 4 godziny po imprezie, gdy w jego krwi są procenty.
- To dobrze. Z mamą wyjeżdżamy na tydzień, w delegacje. Poradzisz sobie prawda? - Spojrzał na mnie
- Tak, w końcu jestem już duża. - Wywróciłam oczami. Mama dała mi śniadanie, zjadłam coś i poszłam do ubikacji. Jak zawsze zwymiotowałam, tak zmuszam się do tego. Umyłam zęby i zeszłam na dół. Chwyciłam plecak i wyszłam. Gdy tylko opuściłam teren posesji, z torby wyciągnęłam papierosy i zapalniczkę. Jeden papierosy po chwili znalazł się w mojej buzi. Zapaliłam go i zaciągnęłam się. Ooo.. Tak, uwielbiam ten smak.   Skończyłam palić i doszłam do szkoły. Powolnym krokiem doszłam do swojej szafki. Otworzyłam ją i włożyłam tam torbę. Wyciągnęłam paczuszkę z kokainą. Wysypałam lekko ja rękę i wciągnęłam, dostałam od razu kopa. Uśmiechnęłam się i i zamknęłam szafkę. Udałam się pod klasę, gdzie czekały już na mnie dziewczyny. Przywitałam się z nimi. [...]

W końcu, dzwonek, wybiegłam z klasy. Biegłam przez pusty jeszcze korytarz. Wybiegłam z budynku. Nie zważając na nic, pobiegłam przed siebie. W końcu dobiegłam do parku, usiadłam w cichym miejscu. Wyciągnęłam kosmetyczkę, a z niej moją przyjaciółkę - żyletkę. Przyłożyłam ją do ręki, zrobiłam lekki nacięcie, a za nim parę głębszych. Cała złość po chwili minęła. Krew lała mi się z ręki. Olałam to, wyciągnęłam papierosa i go zapaliłam. Mój telefon w kieszeni zaczął wibrować. Wyciągnęłam go i spojrzałam na wyświetlacz. Jedna wiadomość.

Od: Rachel 
teść:
gdzie jesteś? Odezwij się!


Olałam to, skończyłam palić papierosa i udałam się w stronę domu. Po drodze, weszłam do lodziarni. Kupiłam sobie loda i poszłam do domu. Gdy tylko weszłam od razu mi się odechciało, tu być. Jednak poszłam. W głowie miałam różne pomysły. Jednak jeden wdawał się być najlepszy. Wbiegłam do pokoju i wyciągnęłam walizkę. Wrzuciłam do niej byle jakie ciuchy, buty, kosmetyczkę i to co potrzebne. Zamknęłam ją. I z jednej walizki, zrobiły się trzy walizki. Zeszłam z nimi na dół i poszłam do garażu. Do czarnego BMW włożyłam walizki. Wyciągnęłam telefon.


Do: Rachel  

treść: pakuj dupę! Przekaż Ashley! Jadę!



schowałam go do kieszeni bejsbolówki. Wsiadłam i wyjechałam. Kierowałam się w stronę domu przyjaciółki. O ile nią była. Gdy dojechałam, poczekałam 15 minut i Rach wsiadła. Pojechałyśmy po Ashley, a następnie kierowałyśmy się od Vegas. 
__________________________________

Prolog nie wyszedł za ciekawy, ale to jak zawsze. :/
Tekst podkreślony TYM kolorem, to linki.

1 komentarz: