środa, 25 grudnia 2013

Chapter XXIII.

Strasznie, strasznie przepraszam, że tak długo nie pisałam. Ale szkoła, sprawdziany i brak czasu.... Postaram się pisać TERAZ częściej. Koniec semestru to trochę luzu. Tęskniłam! <3
_____________________________________________________________________
w tle. Z perspektywy Belli. 

23.06.2013 
             NIENAWIDZĘ GO! NIENAWIDZĘ GO! NIENAWIDZĘ GO! NIENAWIDZĘ GO! NIENAWIDZĘ GO!! Męska dziwka! Co on myślał?! Że.... Ja..... NIENAWIDZĘ GO!! Jest pierdolonym dupkiem! Męską kurwą! Rucha na prawo i lewo, a miiiii.... Wmawiał mi miłość! A ja w to wierzyłam! 




Kurwa, kurwą pozostanie! 

Rzuciłam pamiętnikiem o ścianę. W środku krzyczałam, płakałam, zabił mnie. Zabił mnie. Zabijał mnie, z każdym dniem, z każdą sekundą, minutą, godziną. Byłam martwa. Cierpiałam. Krzyczałam. 

" to tak jak byś krzyczał, ale nikt cię nie słyszy "

Nerwowo przeszukałam swoja torbę. Znalazłam ostatnią żyletkę, papierosy. Wybiegłam z pokoju. Zbiegłam na dół, do wyjścia. Usiadłam i zapaliłam, bawiłam się żyletką. Robiłam lekkie nacięcia na skórze, każde było coraz bardziej głębsze. Wewnątrz krzyczałam z bólu. Zewnętrznie udawałam, że jest okay. Chciałam wyjść, zabić się. Gdy go nie było było, wspaniale. Odpłynęłam w swój świat.

" Znaleźliśmy miłość w beznadziejnym miejscu " 

Kolejny beznadziejny dzień. Macie mnie za idiotkę?! Mogę już skoczyć z mostu?! Mogę już nie żyć?! NIE! Usiadłam w tym pierdolonym fotelu. Znów krzyczałam, płakałam, przeklinałam, błagałam o śmierć. Tylko po to by dostać jebany zastrzyk na uspokojenie?! Słyszałam go, widziałam go. Te głosy w mojej głowie, wspomnienia. JAK JA MOGŁAM BYĆ TAKĄ KRETYNKĄ?! Tak się nikt nie litował. 

"  Radzę sobie z głosami w mojej głowie " 

Złapałam ją za włosy i pociągnęłam, do łazienki. Zanurzyłam jej głowę w toalecie i puściłam wodę. GIŃ KURWO! Spojrzałam na nią. 
- Jesteś zadowolona?! - Krzyknęłam jej w twarz i znów zanurzyłam jej głowę w toalecie. Leciała jej krew, uderzyłam ją. Pisnęła przerażona. Gdyby nie to, że jeden z naszych opiekunów wbiegł, rozjebałabym, jej głowę o prysznic. Wyprowadził mnie stamtąd. Usiadłam znów w gabinecie Charliego. 
- Co?! Co chcesz wiedzieć?! - Krzyczałam, tak kurwa potrzebowałam tego. Czy on musiał być tak kurewsko spokojny zawsze?!
- Bella. - Szepnął. Oparłam się o ścianę i zjechałam po niej.
- Nie! Nienawidzę jej! Rozumiesz kurwa?! Zniszczyli mnie oboje! Zniszczyli moją duszę! Zniszczyli mnie! 
- Posłuchaj.... - Nie dawałam mu dojść do słowa. Notował coś w mojej karcie. Luke wszedł go gabinetu. Spojrzał na mnie z tą pierdoloną troską. 
- Jak skończysz przyprowadź ją do mnie. - Spojrzał na Charliego a potem na mnie. Wyszedł. Wiedziałam, że szybko stąd nie wyjdę. 
- Charlie... - Jęknęłam. 
- Nie. - Pokręcił głową i sięgnął po jakąś książkę. Zaczął czegoś szukać, a ja waliłam pięściami w ścianę. Wstał i złapał moje dłonie. Syknęłam. 
- Boli! - Zacisnęłam usta w cienką linię. 
-Znów to zrobiłaś! - Lekko uniósł głos, podciągnął rękawy mojego bordowego swetra. Opuściłam głowę. Przez chwilę trwała cisza. Cicho westchnął. Zanotował coś. "TERAPIA" się skończyła. Szliśmy długim korytarzem. Widziałam ten ból, w oczach Emmy czy Jacka. TAK! Emma! Ona mi pomoże. Puściłam jej oczko. Weszłam do gabinetu. Stały dwa wielkie fotele przed biurkiem dyrektora, za biurkiem siedział Luke. 
- Charlie proszę zaczekaj za drzwiami. Isabello siadaj. - Wskazał na jeden fotel. Charlie wyszedł. Usiadłam i spojrzałam na osobę siedzącą obok. 
- Co on tu robi?! - Warknęłam, złapał mnie za rękę, którą szybko wyrwałam.
- Przyszedł ci pomóc. - Luke spoglądam to na mnie, to na niego. 
- Nie potrzebuje niczyjej pomocy! A tym bardziej jego! - Warknęłam. 
- Proszę... - Bieber szepnął, ze łzami w oczach. Pokazałam mu środkowy palec. 
- Dla mnie jesteś szmatą! Zwykłą kurwą! - Krzyknęłam mu w twarz i wyszłam z gabinetu. 
- Czy... - Nie pozwoliłam Charliemu dokończyć. 
- Dajcie mi wszyscy spokój! - Zaczęłam krzyczeć. Pobiegłam na górę do swojej sypialni, wpadłam na Emme. Weszła ze mną do mojego pokoju. 
- Nie ważne co mi kupisz. Nie chcę żyć. - Dałam jej kasę. 
- Dobrze. Jutro dostaniesz. -  Wyszła z pokoju. Jack wszedł. Wow. Był oazą spokoju. Może dlatego, że miał swoich WYMYŚLONYCH przyjaciół. Mało kto ich poznał. Przytulił mnie. 
- Problemy nie istnieją. - Szeptał mi do ucha, jego głos był taki dziecinny? Ale jednocześnie stonowany i uspakajający. Przymknęłam oczy. 
- To my je wymyślamy. - Dokończyłam, wtulona w jego tors. 
- Szukamy problemów, by się uwolnić od krzyków, płaczu. Gdy są problemy, możemy wszystko.Nikt nie zabroni nam robić tego czego pragniemy. - Gadał od rzeczy, ale z sensem. 
- Tak wiem.... Ale...... - Nie pozwolił mi mówić. 
- Pozwól myślą wypełnić twój cały organizm. Krzycz. - Wyszedł, zaczął mówić sam do siebie. " Pozwól myślą wypełnić twój cały organizm. Krzycz. " CO?! Przymknęłam oczy. Skupiałam się wokół tych myśli. Zaczęłam krzyczeć. Było mi lepiej....... WOW.
____________________________________

Jeszcze raz przepraszam, że tak DŁUUUUUUUUUUUUUUUGO nie pisałam. UDANEGO SYLWESTRA. KOCHAM WAS <3 

1 komentarz:

  1. Kiedy następny ? ;*Czytam od wczoraj i nie mogę się doczekać nowego <333

    OdpowiedzUsuń