w tle. Z perspektywy Justin'a.
Zerwałem się z łóżka, szukając mojego telefonu. W końcu go znalazłem, pod materacem. Cokolwiek. Spojrzałem na nie znany mi numer i odebrałem.
- Halo? - Wywróciłem oczami uświadamiając sobie, że jest już środek dnia.
- Witam z tej strony Luke Johnson, dyrektor placówki Rivendal Hospital. - Przedstawił się.
- Mhm.. W czym mogę pomóc? - Bla,bla,bla. Co mnie jakiś szpital?!
- Dzwonię w dość nie typowej sprawie. - Zawahał się czy mówić dalej.
- Proszę mówić. - Przygryzłem wargę.
- Dzwonię w sprawię IsaBelli Swift. - Na mojej twarzy pojawił się mały uśmieszek.
- Tak co z nią?
- Chciałbym was umówić na terapię, i jednocześnie prosić byś doprowadził ją psychicznie do porządku. Wiem, że jesteś słtaw... - Przerwałem mu
- Nieważne ile to potrwa, koncerty poczekają. - Wszedłem do łazienki.
- Mógłby pan być jak najszybciej się da? - Westchnął.
- Justin to po 1. Tak, będę zaraz tylko się ubiorę. Dziękuje za telefon. - Rozłączyłem się. Szybki prysznic, umyłem zęby. Ubrałem świeżą bieliznę, a potem jeansowe rurki, żółtą bluzkę, bluzę, snapa i supry. Wziąłem kluczyki od auta, które wypożyczyłem i zbiegłem na dół nie czekając za windą. Wybiegłem z hotelu. Padało..... Wsiadłem do auta i szybko ruszyłem, dla niej wszystko.
Wjechałem na teren szpitala. Zaparkowałem i wszedłem za dyrektorem. Poszedłem z nim do jego gabinetu.
- Więc co się dzieje? - Uniosłem jedną brew.
- Bella znów miała próbę samobójczą. Nie chce nic mówić, znów zamyka się w sobie. Zamiast sobie pomóc ona ucieka od tego. Jeśli chce wyjść musi z nami współpracować, bo inaczej posiedzi tu do 21-roku życia. - Westchnął.
- Postaram się jakoś pomóc. - Przygryzłem wnętrze policzka. Drzwi od gabinetu się otworzyły. Usiadłem wygodnie.
- Charlie proszę zaczekaj za drzwiami. Isabello siadaj. - Wskazał fotel, a ona usiadła. Spojrzała na mnie.
- Co on tu robi?! - Warknęła. Złapałem jej rękę, by się uspokoiła. Na marne, wyrwała ją.
- Przyszedł ci pomóc. - Dyrektor spoglądał to na mnie to na nią.
- Nie potrzebuje niczyjej pomocy! A tym bardziej jego! - Krzyknęła.
- Proszę.... - Szepnąłem, mając łzy w oczach. Pokazała mi środkowy palec. Au!
- Dla mnie jesteś szmatą! Zwykłą kurwą! - Krzyknęła mi w twarz i wybiegła z gabinetu. Au! Dziękuje kochanie, zabolało. Ale miała rację. Westchnąłem...
- Idź do jej pokoju. Może będzie lepiej gdy porozmawiacie na osobności. -Luke się uśmiechnął, wyszedłem. Zaczepił mnie jeden, ze starszych kolesi - opiekun.
- Charlie jestem, psycholog Belli. - Wyciągnął do mnie rękę. Uścisnąłem ja.
- Justin Bieber. Jej problem. - Zaśmiałem się. Zaprowadził mnie do swojego gabinetu. Zaczęliśmy rozmawiać...
Po godzinie poszedłem do jej pokoju. Zapukałem i wszedłem, zamknąłem drzwi.
- Mogę? - Spojrzałem na nią.Siedziała w kącie, skulona. Podszedłem do niej. Przytuliłem ją.
- Czego chcesz? - Warknęła. Pokręciłem głową. Pozwoliłem jej płakać w swoje ramię. Rozmawialiśmy w myślach?
- Bells... - Jęknąłem.
- Co? - Otarła łzy.
-Proszę pozwól sobie pomóc. - Wstała i podeszła do okna.
- Widzisz..... skoro problemy nie istnieją i my sobie sami wymyślamy.. To ty nie istniejesz..... Jesteś wymyśloną częścią mojego życia. -Patrzyła przez okno. Pozwoliłem jej mówić dalej. - Widzisz.... Nie istniejesz dla mnie... Można powiedzieć, że nigdy cię nie było w moim życiu. Ale po co? Tak jest lepiej... Mam wymyślony problem. Jesteś tylko częścią mojej wyobraźni. Nie ma cię i nigdy cię nie było w moim życiu. - Podszedłem do niej
- Nie mów tak. - Objąłem ją.
- Taaa. - Wywróciła oczami.
- Gdyby mnie nie było... Nie zrobił bym tego. - Pocałowałem ją. Stała w szoku, ale po chwili odwzajemniła. Jej usta były taki miękkie, słodkie. Jak zawsze. Odessała się.
- Co ty robisz? - Sapnęła w moje usta.
- Zależy mi. - Mruknąłem.
- Justin... - Przerwałem jej
- Bella. Błagam... Błagam... Pomogę ci stąd wyjść. - Spojrzałem na nią.
- Jest tu fanie. - Pisnęła. Pokręciłem głową. Siedzieliśmy w ciszy. Była w swoim świecie.
- Nie mów tak. - Objąłem ją.
- Taaa. - Wywróciła oczami.
- Gdyby mnie nie było... Nie zrobił bym tego. - Pocałowałem ją. Stała w szoku, ale po chwili odwzajemniła. Jej usta były taki miękkie, słodkie. Jak zawsze. Odessała się.
- Co ty robisz? - Sapnęła w moje usta.
- Zależy mi. - Mruknąłem.
- Justin... - Przerwałem jej
- Bella. Błagam... Błagam... Pomogę ci stąd wyjść. - Spojrzałem na nią.
- Jest tu fanie. - Pisnęła. Pokręciłem głową. Siedzieliśmy w ciszy. Była w swoim świecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz